Opowiadanie „Autor”

Ze złością tłukł litery w klawiaturę. Nie miał już czasu. Kończył się termin oddania jego powieści. Ostatnie zdanie siedziało w nim odkąd zaczął pracę nad książką. A jednak teraz jakoś nie pasowało do całości. Ułożył masę różnych ostatnich zdań w swoim życiu. I żadne jak na złość nie pasowało do dzieła. Był fanem pisania jedynie tych ostatnich zdań. Jego notatnik był nimi przepełniony. Nie pisał zazwyczaj całej powieści. Wystarczyły mu ostatnie zdania.

Zabił kelner.

Przy produkcji tej serii nikt nie ucierpiał.

Każdorazowo historia zataczała koło.

Prawdziwość tej historii zależy od odbiorcy.

To właśnie był mój sen.

I wiele innych tego typu zdań kłębiło się w jego notesie. Zawsze nosił go ze sobą, nigdy się z nim nie rozstawał, bo nigdy nie wiedział gdzie i kiedy wpadnie na nowy pomysł.

Był zły. Potwornie wściekły. Napięcie w nim wzrastało z każdym kolejnym ostatnim zdaniem, które przymierzał do powieści, ale żadne nie wyjaśniało nic, ani nie było dość dobre. A czasu zostawało mu coraz mniej.

Najchętniej zostawiłby otwarte zakończenie, ale wydawca naciskał, aby była to zamknięta historia.

Siłował się z literami. A potem ze słowami. Ale żadne słowa nie chciały być zamknięciem tej historyjki.

Historia, którą napisał była dość prosta. Opowiadała, jak tysiące innych, o chłopcu, który trafia do magicznej krainy i dziwnym splotem przypadków okazuje się on być jedynym, który może tę krainę uratować. Ocalić przed zapomnieniem. Z biegiem fabuły pojawiają się nieludzcy, a zwierzęcy bohaterowie, którzy chcą pomóc chłopcu. Pojawia się też zły król, który chce tą krainę zniszczyć. Ostatnia scena jest sceną walki pomiędzy chłopcem i jego przyjaciółmi a złym królem i jego armią. Scena jest pełna przewrotów i napięcia, myślimy, że to koniec, a wtedy zaskakuje nas jeden z sług króla, który nagle postanawia stanąć po stronie chłopaka i zwyciężają. Chłopiec wygłasza wielką mowę, o tym czego się nauczył dzięki tej przygodzie. I nie wiadomo jakie ma być ostatnie zdanie tej wielkiej mowy.

Pisarz nie chce, żeby zdanie brzmiało zbyt pompatycznie, ale musi też ukłuć czytelnika w serce, żeby zostawić go z wrażeniem, ze to co przeczytał było dobre.

W końcu kończy powieść zdaniem „Mali ludzie mogą wielkie rzeczy.” Nie podoba mu się to zakończenie, ale jest to jedyne zdanie, które jakkolwiek przystaje do powieści. Odsyła do wydawcy. Czas na zmiany się skończył.

Autor rozpacza, bo uważa, że to się ludziom nie spodoba. Że będą mówić tylko o schrzanionym ostatnim zdaniu, zamiast o całej reszcie książki. Ma nawet sny, gdzie to zdanie go goni i pożera.

A jednak przychodzą pierwsze recenzje. Są bardzo pozytywne. Autor nie jest w stanie uwierzyć, ale nikt nie zwrócił uwagi na to ostatnie zepsute zdanie, zwracano uwagę na wszystkie inne aspekty książki, ale to zdanie zostało jakby niezauważone przez recenzentów.

Autor odetchnął z ulgą i zabrał się do pisania nowego dzieła, lecz tym razem zastanawiał się przez wiele godzin jakie powinno być pierwsze zdanie…

Dodaj komentarz